Jacka, Malinda przygotowała się dokładnie do tej
konfrontacji. Uprała swoją bieliznę osobistą - jak można być pewną siebie w noszonych drugi dzień majtkach - i umyła włosy. Bluzka i spódnica były oczywiście te same, w których przybyła do Brannanów w piątek. Poza puderniczką i błyszczkiem nie nosiła w torebce innych kosmetyków, jej makijaż więc też był nieco ograniczony. Zrobiła jednak, co mogła. Jedno spojrzenie na siedzącego przy kuchennym stole Jacka uświadomiło jej, że to nie wystarczy. Świeżo po kąpieli ubrany był w swój stały strój - spłowiałe dżinsy i starą bluzę. Zazwyczaj taki strój nie wywierał na niej żadnego wrażenia. Ale nie wtedy, kiedy nosił go Jack. Dżinsy podkreślały umięśnione uda i wąskie biodra. Bluza, z podciągniętymi do łokci rękawami, skrywała pierś, którą Malinda rozpoznałaby już z zamkniętymi oczami. Dodajmy do tego jeszcze świeżo ogoloną twarz, włosy wciąż wilgotne po kąpieli, uśmiech, który zniewoliłby nawet diabła, i Malinda wiedziała już, że nie ma szans. Wygląd, urok, wzruszająca historia dzieciństwa JEDNA DLA PIĘCIU 57 i czwórka najbardziej zaniedbanych dzieci, jakie Malinda w życiu widziała - to wszystko przemawiało za Jackiem. Reputacja kobiety stanowi o jej sile. Malinda miała ochotę otworzyć okno i wrzeszczeć co sił w płucach. Czemu ciotka Hattie nie mogła choć raz zostawić jej w spokoju? Malinda w i e d z i a ł a , że nie powinna przyjmować jego propozycji. Czyż nie przeleżała bezsennie pół nocy dochodząc do tego samego wniosku? Problem polegał na tym, że c h c i a ł a ją przyjąć. Wiedziała, że to obłąkany pomysł, biorąc pod uwagę wszystko, co zdarzyło się w ciągu tych czterdziestu ośmiu godzin, które spędziła z Brannanami. Trzej najstarsi chłopcy to diablęta. Dom nie zorganizowany i zaniedbany, a ojciec jest bez wątpienia strasznym kobieciarzem. A jednak Malinda pragnęła dać chłopcom miłość i wychowanie, których potrzebowali, by stać się kulturalnymi, małymi dżentelmenami, i doprowadzić dom do ładu. A po namyśle musiała przyznać, że to, co tutaj przeżyła, nie było takie najgorsze. Nigdy w życiu nie bawiła się w śnieżki - ciotka Hattie była przeciwna takim bzdurom - i nigdy żaden mężczyzna nie doprowadził jej do takiego stanu zwykłym pocałunkiem. Malindo... Dreszcz wstrząsnął ciałem Malindy. Ciotka Hattie zawsze wymawiała jej imię z takim naciskiem na ostatnią sylabę, że potem poczucie winy trwało w niej co najmniej tydzień. Nawet zza grobu jej głos miał tę samą moc. - Bardzo żałuję, ale naprawdę nie mogę podjąć się tej pracy - wymamrotała wbrew sobie Malinda. - Nie możesz czy nie chcesz?