...
- Pojadę taksówką - odrzekł Matthew przez zaciśnięte zęby. - Nie gadaj głupstw. - To nie głupstwa. Chcę, żebyś tu została - ciągnął z naciskiem, całkiem już opanowany. - Możesz mi wezwać taksówkę. - Matthew... - Sylwia była bliska łez. - Wszystko będzie dobrze. - Zerknął na Zuzannę. - Powiem im, że upadłem na pióro... - znów poczuł się niepewnie. - Takie głupie wypadki często się zdarzają. - Ale nie możesz... - Głos Sylwii niemal zanikał. - Zuzanno, proszę, wezwij mi taksówkę. - Wziął głęboki oddech i drgnął znowu. - A zanim przyjedzie, daj mi szklankę wody. - Wbiła ci... - szeptała Sylwia. - Nie mogę uwierzyć, że była do tego zdolna... - To tylko pióro. - Zmusił się do uśmiechu. - Więcej ucierpiałem od szoku niż od rany. - Nie uwierzą w taki wypadek. - Zuzanna sięgnęła po telefon i odnalazłszy wizytówkę firmy taksówkowej, wystukała numer. - Potrafię ich przekonać. - Ale nie możemy tak po prostu... - Sylwia zerknęła na zamknięte drzwi. - Co do reszty, Sylwio, decyzja należy do ciebie. Zuzanna już podawała komuś adres. - Pięć minut - oznajmiła, odkładając słuchawkę. - Zejdę i poczekam na zewnątrz. - Proszę cię, tylko bez głupot - ofuknęła go. Wstał i przekonał się, że zaskakująco dobrze trzyma się na nogach. Wziął od Zuzanny ściereczkę z piórem. - Tak, teraz już koniec z głupotami- mruknął. - Matthew - powiedziała Sylwia - ogromnie mi przykro. - Wiem. - Chciał ją znów pocałować, ale zabolało go, kiedy się schylał, więc zrezygnował. - Mówiłem, że nic mi nie jest. Po prostu posiedź sobie trochę, dobrze? Zuzanna pierwsza ruszyła do wyjścia. Matthew nie zauważył po drodze ani śladu Chloe czy Kahlego. - Pojadę z tobą - zaproponowała, otwierając drzwi. - Nie. Musisz zostać z Sylwią. Przynajmniej raz nie znalazła argumentu. Pokiwała wolno głową. - Słyszałaś, co jej powiedziałem: następny krok należy do niej. – Po chwili dodał, żeby wszystko było jasne: - I to już od tej chwili. 381 - Naprawdę mi przykro, Matthew. - Mnie także. 75. Za wiele, stanowczo za wiele... Teraz gotów był wyjechać i to jak najprędzej. Do Stanów, do Nowego Jorku, do Ethana, Susan i chłopców, do ludzi, którzy zawsze powitają go z radością, bez względu na wszystko. Rodzina. Jego własna rodzina. Okazało się jednak, że nie ma sił, by zorganizować wyjazd czy podjąć istotne decyzje w sprawie dalszej przyszłości. Potrzebował czasu i dystansu, aby odzyskać dawną zdolność oceny sytuacji. - Trzeba ci trochę normalności - powiedziała mu Kat przez telefon. Nie, nie potrafił sobie jeszcze wyobrazić normalnego życia. Zaufania do ludzi, wzajemnego zaufania...