zdenerwowaną.
- Zdenerwowaną? - Lydia pokręciła głową i sięgnęła do lodówki po przykryte folią danie. - Podczas rozmowy telefonicznej. - Aha. Och, rodzinne kłopoty. Moja siostrzenica, Maria, ma problemy ze swoją córką. Nic poważnego - odparła, kładąc rondelek na ladzie. Zdjęła folię. Kuchnię wypełnił ostry zapach marynaty. Lydia nadziała na widelec sztukę mięsa i obróciła ją kilkakrotnie. - Jesteś pewna? - Si. - Lydia unikała wzroku Shelby, a ona nie chciała wywierać na niej presji. Czasami gosposia była bardzo wylewna, ale zdawało się też, że strzegła swojej prywatności. Wydawało się, że to jedna z tych bardzo osobistych chwil, toteż Shelby uznała, że powinna wyjść. - Wyjeżdżasz gdzieś? - Lydia wskazała widelcem torbę Shelby. - Do San Antonio. Nie wiem, czy wrócę przed wieczorem. - Sprawy służbowe? - zapytała Lydia. - Nie - Shelby starała się podtrzymać żartobliwy ton rozmowy. - Gorąca randka. - Z seńorem Smithem? Shelby się spięła. - Nie, przyłapałaś mnie. Tylko się z tobą drażniłam. Żadna randka. Pomyślałam, że pojadę do miasta i zrobię zakupy. - Włożyła do ust kolejne winogrono i przełknęła. - A tak dla ścisłości, to ja nie chodzę na randki z seńorem Smithem. Lydia uniosła sceptycznie brew. Znała Shelby zbyt dobrze. - Bierzesz urlop i jedziesz na zakupy? - Tak. Mam ze sobą tylko kilka rzeczy, a w Bad Luck, możesz w to wierzyć lub nie, butików jest zbyt mało. Lydia zdobyła się na uśmiech. - A zatem jeśli zadzwoni do mnie ktoś z mojego biura nieruchomości w Seattle, powiedz, że oddzwonię jutro. Ale jeśli zadzwoni niejaki pan Levinson, weź od niego numer, a ja zadzwonię i odsłucham wiadomości. Jeśli będziesz musiała wyjść, to po prostu nagraj wiadomość ze wszystkimi informacjami na sekretarkę, dobrze? - Spróbuję - odparła Lydia, ponownie wkładając rondelek z mięsem do lodówki, z której wyciągnęła dużą gomółkę sera. Potem umyła ręce. - Ale twój ojciec w to nie uwierzy - powiedziała przy wtórze cieknącej wody. - Przecież wróciłaś tutaj, żeby znaleźć swoją córkę, prawda? - Tak. - Mówiłaś bardzo... especifico. - Jednoznacznie - podsunęła Shelby. - Si. Jednoznacznie. - Lydia zakręciła kurek i wytarła ręce w ściereczkę. - Nie sądzę, żeby uwierzył, że interesuje cię teraz nowa para butów albo bransoletka. Shelby wyciągnęła z koszyczka następne winne grono i włożyła je do ust. - To naprawdę nie ma znaczenia, Lydio. Niech sobie myśli, co chce. - Już miała iść, ale doszła do wniosku, że teraz jest dobra pora, żeby pogadać z Lydia o rozmowie, którą podsłuchała na klatce schodowej. - Wczoraj podsłuchałam, jak rozmawiasz z sędzią. - Si, si. - Lydia akurat wyciągała z kredensu tarkę do sera. - Hm, konkretnie to rozmawiałaś z nim o mnie i jakichś rodzinnych sekretach. Byłam na schodach, a ty stałaś na 93 korytarzu, w pobliżu foyer. Lydia na moment zamarła, ale zaraz odzyskała panowanie nad sobą i zaczęła odpakowywać ser. - Si - mruknęła, wyraźnie zdenerwowana. - O czym rozmawialiście? O jakich sekretach? Lydia uniosła ramię i zaczęła tarkować ser. - Jest ich wiele. - Na przykład jakie? - Nie pytaj, nińa, bo nie mogę powiedzieć. - Podniosła głowę, a jej oczy wyrażały smutek, którego Shelby nie mogła zrozumieć. - O takich rzeczach możecie rozmawiać tylko ty i twój ojciec. - Ale nie o takich rzeczach, które dotyczą mnie. - Już ci mówiłam: zapytaj jego. - Gosposia odwróciła wzrok. - Lydio. - Już dość powiedziałam. Porozmawiaj z sędzią. - Spojrzała na kuchenny zegar. - Niedługo tu będzie. - Ale on nie... - Shelby przestała przekonywać, widząc zdeterminowaną minę Lydii. Nic nie mogło zachwiać lojalności Lydii w stosunku do sędziego, chociaż Shelby nie rozumiała dlaczego. Owszem, gosposia miała dużą