Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/gimnazjum5.szczecin.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/gimnazjum5.szczecin.pl/paka.php on line 5
Był zdziwiony i jak mi się wydało, nieco zaskoczony moją uwagą.

Był zdziwiony i jak mi się wydało, nieco zaskoczony moją uwagą.

  • Betina

Był zdziwiony i jak mi się wydało, nieco zaskoczony moją uwagą.

26 May 2022 by Betina

— Jestem zamiłowanym fotografem — powiedział. — Zrobiłem sobie ciemnię z tego pokoju. Ale, mój Boże, z jakże bardzo spostrzegawczą młodą osóbką mamy do czynienia. Nie do wiary! Wprost nie do wiary! — Mówił tonem żartobliwym, lecz w jego oczach, patrzących na mnie, nie było rozbawienia. Widziałam w nich podejrzliwość i niechęć, ale nie rozbawienie. — Tak, panie Holmes, od chwili kiedy zrozumiałam, że ukrywano przede mną coś, co miało związek z tymi pokojami, paliłam się wprost, aby się dostać na tamtą stronę. Nie była to zwykła ciekawość, choć i tego mi nie brakło. Raczej jednak poczucie obowiązku, przekonanie, że coś dobrego wyniknie z mego wtargnięcia w to miejsce. Wiele się mówi o instynkcie kobiecym; być może to instynkt wyrobił we mnie to przekonanie. W każdym bądź razie tak właśnie rzecz się miała i z niecierpliwością wypatrywałam sposobności, aby się przedostać przez zakazane drzwi. Dopiero wczoraj nawinęła się okazja. Powinnam jeszcze zaznaczyć, że poza panem Rucastle, Toller i jego żona mają również coś do roboty w tych pustych pokojach, a pewnego razu widziałam, jak Toller, wchodząc przez te drzwi, niósł wielki, czarny, płócienny wór. Ostatnio Toller dużo pił, a wczoraj wieczorem był zupełnie pijany. Idąc na górę po schodach zauważyłam, że w owych drzwiach tkwił klucz. Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że to on go zostawił. Państwo Rucastle byli na dole, a dziecko z nimi, toteż nadarzała mi się świetna okazja. Obróciłam ostrożnie klucz w zamku, otworzyłam drzwi i wsunęłam się do środka. Przede mną ukazał się mały korytarzyk bez tapet i chodnika, który na końcu zakręcał w prawą stronę. Za zakrętem znajdowało się w jednym rzędzie, obok siebie troje drzwi. Pierwsze i trzecie były otwarte i prowadziły do pustych pokoi, zakurzonych i smutnych. W, jednym były dwa okna, w drugim jedno, o szybach tak brudnych i pokrytych kurzem, że światło wieczorne przeświecało przez nie mgliście. Środkowe drzwi były zamknięte, a z zewnętrznej strony znajdowała się na nich poprzeczna gruba sztaba z jakiegoś żelaznego łóżka. Na jednym końcu sztaby na żelaznym kółku wbitym w ścianę wisiała kłódka, drugi zaś koniec był przewiązany mocnym sznurem. Same drzwi były poza tym również zamknięte, a klucza w zamku nie było. Te zabarykadowane drzwi odpowiadały w zupełności oknu o zamkniętych okiennicach, a mimo to widziałam, że spod drzwi sączyło się światło, a pokój nie był zaciemniony. Widocznie w suficie był otwór wpuszczający światło górą. Gdy tak stałam w korytarzu, przyglądając się tym złowieszczym drzwiom i zastanawiając się, jaka się za nimi kryje tajemnica, usłyszałam nagle odgłos kroków w tym pokoju i zobaczyłam jakiś cień, przesuwający się tam i z powrotem na tle oświetlonej niewyraźnym światłem szpary pod drzwiami. Na ten widok ogarnął mnie szalony, nieuzasadniony strach, panie Holmes. Moje napięte nerwy nie wytrzymały, odwróciłam się nagle i rzuciłam do ucieczki, a uciekałam tak, jak gdyby jakaś widmowa dłoń usiłowała mnie złapać za spódnicę. Przebiegłam przez korytarz, minęłam drzwi i wpadłam prosto w ramiona pana Rucastle, który czekał na zewnątrz. — Ach, tak — powiedział z uśmiechem — więc to pani była. Tak też sobie pomyślałem, gdy zobaczyłem otwarte drzwi. — Och, jak ja się boję! — wymamrotałam, dysząc ciężko. — Moja miła panienko! Kochana, miła panieneczko! Nie ma pan pojęcia, jak pieszczotliwe i łagodne było jego obejście. — Cóż panią tak przeraziło, miła panieneczko!? Jego głos był nieco zbyt przymilny. Przebrał miarę. Toteż miałam się na baczności. — Byłam taka niemądra, że poszłam sama do pustego skrzydła — odrzekłam. — Ale tam było tak pusto i samotnie w tym półmroku, że ogarnął mnie strach i wybiegłam stamtąd. Och, cóż za potworna cisza tam panowała! — Czy tylko, to? — rzekł, przyglądając mi się bacznie. — Tak. A co pan ma na myśli? — spytałam. — Jak pani sądzi, czemu ja zamykam te drzwi? — Nie mam pojęcia. — Po to, aby tam nie wchodzili ludzie niepowołani. Rozumie pani? — Jeszcze się wciąż uśmiechał w bardzo uprzejmy sposób. — Gdybym wiedziała… — No to teraz pani wie! A jeżeli pani jeszcze kiedykolwiek przekroczy ten próg — jego uśmiech stwardniał raptownie i zamienił się w grymas wściekłości. Wlepił we mnie ostry wzrok, a jego twarz przybrała szatański wyraz — rzucę panią na pożarcie brytanowi! Byłam tak przerażona, że nie wiedziałam sama, co robię. Prawdopodobnie wyminęłam go i wbiegłam do swego pokoju. Nic więcej nie pamiętam. Oprzytomniałam, leżąc cała drżąca na łóżku. Wówczas pomyślałam o panu, panie Holmes. Nie mogłam tam dłużej mieszkać, nie zasięgnąwszy przedtem czyjejś rady. Bałam się tego domu, tego człowieka, jego żony, służby, nawet dziecka. Wszyscy mi się wydawali przerażający. Gdyby mi się udało pana tu sprowadzić, wszystko byłoby dobrze. Mogłam, rzec jasna, uciec z tego domu, ale ciekawość moja była nieomal równie silna co przerażenie. Wkrótce powzięłam decyzję. Wyślę telegram do pana. Włożyłam płaszcz i kapelusz i poszłam do urzędu pocztowego, oddalonego o pół mili od dworu, a gdy wracałam, byłam już znacznie spokojniejsza. Gdy zbliżałam się do bramy, ogarnął mnie lęk i niepewność, czy pies nie został spuszczony, ale przypomniałam sobie, że Toller tego wieczoru był pijany do nieprzytomności, a wiedziałam przecież, że tylko on jeden z całego domu umiał sobie poradzić z tą dziką bestią, poza nim zaś nikt inny nie mógł go wypuścić. Dostałam się bezpiecznie do domu i pół nocy nie spałam, ciesząc się na myśl, że pana zobaczę. Bez trudu uzyskałam dziś rano zezwolenie na wyjście do Winchester, ale muszę wrócić przed trzecią, ponieważ państwo Rucastle wyjeżdżają z wizytą i będą nieobecni przez cały wieczór, wobec czego powinnam zająć się dzieckiem. Opowiedziałam panu wszystkie moje przygody, panie Holmes, i bardzo się będę cieszyła, jeżeli pan mi powie, co to wszystko znaczy, a przede wszystkim, co mam teraz począć. Holmes i ja słuchaliśmy jak zaczarowani tej niezwykłej historii. Mój przyjaciel wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju, z rękoma w kieszeniach i wyrazem głębokiej powagi na twarzy. — Czy Toller jest wciąż jeszcze pijany? — zapytał. — Tak. Słyszałam, jak jego żona mówiła do pana Rucastle, że nic nie może na to poradzić. — To dobrze. Czy państwo Rucastle wyjeżdżają dziś wieczorem? — Tak. — Czy jest tam jakaś piwnica z dobrym, mocnym zanikiem? — Tak. Piwnica na wino. — Uważam, że postępowała pani przez cały ten czas jak dzielna i rozsądna dziewczyna, panno Hunter. Czy mogłaby pani dokonać jeszcze jednego wyczynu? Nie prosiłbym o to, gdybym nie uważał pani za zupełnie wyjątkową kobietę. — Spróbuję. O co chodzi? — Mój przyjaciel i ja zjawimy się w Copper Beeches o 7 godzinie. Państwa Rucastle w tym czasie już nie będzie, a Toller, miejmy nadzieję, będzie nieprzytomny. Pozostanie więc tylko pani Toller, która może wszcząć alarm. Gdyby ją pani mogła wysłać z jakimś poleceniem do piwnicy, a następnie zamknąć na klucz, ułatwiłaby nam pani ogromnie całe zadanie. — Zrobię to. — Doskonale. Wobec tego rozpatrzmy dokładnie tę sprawę. Oczywiście, jest tylko jedno możliwe wyjaśnienie. Została tu pani sprowadzona po to, aby uosabiać kogo innego, podczas gdy właściwą osobę uwięziono w tamtym pokoju. To jest oczywiste. Co do osoby uwięzionej nie mam wątpliwości, że to jest córka, panna Alicja Rucastle, o ile pamiętam, która rzekomo wyjechała do Ameryki. Wybrano panią niewątpliwie ze względu na podobieństwo wzrostu, figury i koloru włosów. Prawdopodobnie w czasie jakiejś choroby, którą tamta osoba przechodziła, obcięto jej włosy, wobec tego i pani, rzecz jasna, musiała poświęcić swoje. Dziwnym trafem pani znalazła te jej warkocze. Mężczyzna wypatrujący na drodze, jest niewątpliwie jej przyjacielem, być może narzeczonym. Ponieważ pani w sukni tamtej dziewczyny była bardzo do niej podobna, chodziło im o to, aby widząc panią za każdym razem roześmianą, a tym bardziej gdy pani skinęła ręką, przekonał się naocznie, że panna Rucastle jest w świetnym humorze i nie życzy sobie bynajmniej jego względów. Psa spuszcza się na noc, aby zapobiec jego usiłowaniom skontaktowania się z nią. To wszystko jest jasne. Najpoważniejszym momentem w tej całej sprawie są skłonności dziecka. — Co to może mieć wspólnego, do licha? — wykrzyknąłem. — Mój drogi Watsonie, ty jako lekarz ustawicznie zaznajamiasz się ze skłonnościami dziecka na podstawie obserwacji rodziców. Czyż nie rozumiesz, że odgrywa to równie doniosłą rolę w przypadkach odwrotnych? Często mi się zdarzało, że obserwując dzieci, wyrabiałem sobie właściwe pojęcie o charakterze ich rodziców. To dziecko jest skłonne do nienormalnego okrucieństwa dla samej przyjemności, a czy skłonność tę odziedziczyło po swym jowialnym ojcu, co podejrzewam, czy po matce, nie wróży to nic dobrego tej biednej dziewczynie, która jest w ich mocy. — Pan z całą pewnością ma rację, panie Holmes — zawołała nasza klientka. — Przypomina mi się teraz tysiąc rzeczy, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że pan trafił w sedno. Och, nie zwlekajmy ani chwili z pomocą temu biednemu stworzeniu! — Musimy być oględni, gdyż mamy do czynienia z bardzo podstępnym jegomościem. Do godziny 7 nic nie możemy zrobić. Ale o 7 będziemy już przy pani i długo nie potrwa, a rozwiążemy tę tajemnicę. Byliśmy bardzo słowni, gdyż dokładnie o 7 przybyliśmy do Copper Beeches, zostawiając nasze bagaże w przydrożnej gospodzie. Kępa drzew o liściach ciemnych i lśniących jak polerowany metal w blasku zachodzącego słońca wskazałaby nam drogę do dworu, nawet gdyby nie było uśmiechniętej panny Hunter, która stała na progu domu. — Czy pani uporała się ze wszystkim? — zapytał Holmes. Z tyłu, pod schodami, rozlegało się głuche, lecz donośne dudnienie. — To pani Toller w piwnicy — powiedziała panna Hunter. — Jej mąż leży w kuchni na kocu i chrapie. Oto jego klucze, które są odpowiednikami kluczy pana Rucastle. — Dobrze się pani spisała! — zawołał Holmes z entuzjazmem. — Teraz proszę nam wskazać drogę, a niebawem położymy kres tym wszystkim ciemnym sprawkom. Weszliśmy na schody, otworzyliśmy drzwi, minęliśmy korytarz i znaleźliśmy się tuż przed zabarykadowanymi drzwiami, które nam panna Hunter opisywała. Holmes przeciął sznur i odsunął poprzeczną sztabę. Następnie próbował dopasować różne klucze do zamku, ale bez powodzenia. Żaden dźwięk nie wydobywał się ż wewnątrz, i wobec tej ciszy twarz Holmesa spochmurniała. ! — Mam nadzieję, że nie przybyliśmy za późno — powiedział. — Wydaje mi się, panno Hunter, że lepiej, abyśmy tam weszli bez pani. Watsonie, pomóż nam swoim ramieniem, a zobaczymy, czy można się tędy przedostać do pokoju. Drzwi były stare, słabe w zawiasach i ustąpiły od razu pod naciskiem naszych złączonych sił. Wpadliśmy obaj do pokoju. Był pusty. Mebli nie było tam żadnych poza małym łóżkiem, małym stolikiem i koszem z bielizną. Dziura w suficie stała otworem, a więzień zniknął. — Tu popełniono jakieś łajdactwo — powiedział Holmes — ten gagatek domyślił się zamiarów panny Hunter i uprowadził swą ofiarę. — Ale w jaki sposób? — Przez otwór w suficie. Zaraz zobaczymy, jak on to zrobił. Holmes wciągnął się na dach. — Ach, tak — zawołał — tu jest koniec długiej, lekkiej drabiny, opartej o okap. Więc on to tak zrobił. — Ależ to jest niemożliwe — powiedziała panna Hunter — drabiny tam nie było, gdy państwo Rucastle wyjeżdżali. — Wobec tego on wrócił i wtedy to zrobił. Mówię pani, że to sprytny i niebezpieczny człowiek. Nie byłbym zbytnio zdziwiony, gdyby się okazało, że to jego kroki słyszę właśnie na schodach. Według mnie, Watsonie, lepiej abyś miał pistolet w pogotowiu. Zaledwie wymówił te słowa, gdy w drzwiach ukazał się tęgi, krzepki mężczyzna z ciężką laską w ręku. Panna Hunter krzyknęła na jego widok i przycisnęła się do ściany, ale Sherlock Holmes skoczył mu naprzeciw. — Ty łajdaku — powiedział — gdzie twoja córka? Grubas potoczył wokoło oczyma i podniósł je ku otwartej dziurze w dachu. — To ja powinienem o to zapytać — wrzasnął. — Złodzieje! Szpicle i złodzieje! Złapałem was, co? Mam was w swoim ręku! Ja się wam przysłużę! Odwrócił się i zagrzmocił z całych sił po schodach na dół.

Posted in: Bez kategorii Tagged: papuga w polsce, nagi ojciec, jaki buty do granatowej sukienki,

Najczęściej czytane:

wypowiedziała, pojawił się właściciel sklepu, cały

w uśmiechach i ukłonach, gotów spełnić każde życzenie klientki z rancza. Obiecał też, bez dodatkowej opłaty, dostarczyć wszystkie zakupy własnym transportem. ... [Read more...]

- A ile jeszcze szpitali w naszej okolicy przyjmuje

rannych z wypadku? Powiedz, to zaraz tam zadzwonię. - Naprawdę, Tony, zupełnie cię nie rozumiem. Gdyby ... [Read more...]

ale nie może zatrzymać małej.

Ta dziewczyna zasługuje na więcej, niż ja mogę jej ofiarować. Ash pokręcił głową. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 gimnazjum5.szczecin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste