jedziemy, nie będzie przyjemnym miejscem.
- Ssspoko - powiedział łobuzersko. - Dawno nie zrobiłem już porządnej rundki po knajpach. - Och, jeszcze jedno, nie wiem, ile to zajmie. Możliwe, że całą noc. - Mam jutro luzy w szpitalu. Nic planowego aż do południa. Nie ma sprawy. - Dzięki, Rip. Słodki jesteś. - Wiem - odparł zadowolonym z siebie głosem. Godzinę później przekroczyli pieszo granicę, wchodząc do Juarez. Dotychczas Milla korzystała z usług Cheli tylko w przypadku opuszczania strefy nadgranicznej, ale tym razem stwierdziła, że głupotą byłoby zbliżać się do Pavona z gołymi rękami. Zadzwoniła do handlarki bronią i umówiła spotkanie. - Umiesz posługiwać się pistoletem? - spytała Ripa, gdy byli już w Juarez. - Nigdy nie musiałem. Polowałem trochę, ale to była długa broń. Zresztą, niczego nie ustrzeliłem - spojrzał na nią z wahaniem. - Sądzisz, że naprawdę będziemy potrzebowali broni? - Lepiej mieć broń przy sobie i jej nie potrzebować, niż odwrotnie. Nie mówiłam ci tego... Dziś wieczorem w knajpie ma siedzieć facet, który porwał Justina. Jeżeli się zjawi, to na pewno będzie uzbrojony. Rip zatrzymał się nagle wyraźnie zaniepokojony. an43 335 - Nie wydaje ci się, że powinniśmy wezwać gliny? Tę ich PJF czy PJE, nie wiem, która zajmuje się takimi sprawami. - I co im powiemy? Ze wydaje mi się, iż to właśnie jest facet, którego dziesięć lat temu widziałam przez kilka sekund? - Milla nie miała ochoty na kontakty z meksykańską policją. Nie cieszyła się ona najlepszą sławą. - Wydrapałaś mu oko. To zmienia postać rzeczy - Tak? Czy ten gość jest jedynym jednookim zakapiorem w Meksyku? Nie wiem nawet, czy on na pewno tam będzie. Wiesz, ile takich telefonów miałam przez ostatnie dziesięć lat? Zgadnij, ile z nich miało jakąś wartość. - Pewnie żaden. - Prawdę mówiąc, jeden. - Więc nie ma się czym podniecać? - Raczej nie. Ale zobaczymy, po prostu muszę zaczekać, aż ten gość się pojawi. W każdym razie z pewnością nie powinniśmy kręcić się w pobliżu tej speluny bez broni. Rip znał miejscowe zwyczaje, wiedział, że Milla nie może ot tak sobie wejść do knajpy, co oznaczało, że będzie musiała poczekać na zewnątrz. A nawet siedzenie w samochodzie, co zresztą planowała robić, nie należało do najbezpieczniejszych zajęć. Jej stary znajomy Benito przywitał ich z szerokim uśmiechem i z czekającym fordem taurusem w całkiem niezłym stanie. Wiedział, gdzie jest „Granatowa Świnia", i udzielił im dokładnych wskazówek, ostrzegając też, że ta knajpa ma złą sławę. Większość meksykańskich an43 336