- Możesz wyjść za jednego z jej synów, na przykład za markiza Tarrentona.
- On jest nudny. - Ale bogaty. - O, to już lepiej. W porządku. Alexandra przeniosła nakrycie w inne miejsce. Tym razem usiadła po lewej stronie swej uczennicy. - Poza tym nigdy nie zakładaj, że słucha cię tylko osoba, z którą rozmawiasz. Każde twoje słowo może zostać powtórzone i skomentowane. Były w połowie lekcji, gdy ktoś zapukał do drzwi jadalni. - Proszę wejść - zawołała, mając nadzieję, że to nie hrabia. Tylko tego brakowało, żeby jedną złośliwą uwagą zniweczył jej wysiłki. W progu stanęła pokojówka Penny. - Proszę mi wybaczyć, ale pani Delacroix mówi, że czas do łóżka. Panienka powinna się wyspać. Alexandra zerknęła na porcelanowy zegar stojący na kredensie. - Och! Nie zdawałam sobie sprawy, że już tak późno. Dokończymy rano, Rose. Gdy została sama, z westchnieniem odchyliła się na oparcie krzesła. Tak naprawdę nie lubiła sztuczek, które pokazała Rose, ale wiedziała, że się jej przydadzą. Jej podopiecznej brakowało pewności siebie, bo w przeciwieństwie do niej nie była zdana na siebie od siedemnastego roku życia. W holu rozbrzmiały męskie głosy, a chwilę później na schodach zadudniły znajome kroki lorda Kilcairna. Wyprostowała się, ale siedziała cicho, w nadziei, że hrabia pójdzie do swojego apartamentu; Niestety. - Poddała się pani? - Nie. Rose właśnie poszła spać. Robi postępy. Miał na sobie wieczorowy strój i prezentował się wspaniale. Puls nagle jej przyspieszył, oddech uwiązł w krtani. Lord Kilcairn podszedł do krzesła zwolnionego przez jego kuzynkę i usiadł. - Jest dostatecznie przygotowana na czwartkowe przyjęcie? - zapytał, patrząc ze zdziwieniem na srebrne sztućce, puste talerze i kryształowe naczynia. Przez chwilę Alexandra żałowała, że w kieliszkach rzeczywiście nie ma wina albo jeszcze lepiej whisky. - Tak sądzę. Ale bardzo by jej pomogło, gdyby był pan dla niej milszy. - Mną również próbuje pani kierować, Alexandro? Doskonale wiedział, jakie cuda może zdziałać wypowiedzenie przez niego jej własnego imienia. Niech go licho! - Czy nie takie zlecił mi pan zadanie, milordzie? Pańskiej kuzynce brakuje pewności siebie. - Kto by pomyślał? Jest bardzo hałaśliwa. - Raczej jej matka. Rose rzadko się odzywa. Zerknęła ukradkiem na jego profil. - Obie jazgoczą głośniej niż pani pies. Powstrzymała się od uwagi, że Szekspir nie jazgocze. - Czy mogę zadać panu pytanie? Odwrócił się twarzą do niej, położył łokieć na stole i oparł na dłoni brodę. - Śmiało. Och, jaki on przystojny. - Dlaczego pan tak bardzo ich nie lubi? Balfour uniósł brew. - Harpii? - Tak. - To nie pani sprawa. Po prostu nie lubię. Alexandrze dreszcz przebiegł po plecach na dźwięk aksamitnego głosu. Lecz w pojedynku na słowa hrabia jej nie pobije. Już ona do tego nie dopuści. - Ryszard Trzeci z pana, prawda?