pewien, że zdobył tu sobie wyznawcę z kręgu bliskich Jessiki, gdyż
znajdując się na jej terenie, a nie na swoim, potrzebował pomocy. Tu nie jest mu tak łatwo jak w Transylwanii. Teraz zabija i wprowadza chaos w mieście z dwóch powodów. Po pierwsze, dręczy w ten sposób Jessicę, po drugie, coraz bardziej zaciska sieć, którą na nią zarzucił, w końcu zaciągnie ją w pułapkę i zniszczy ostatecznie. Zauważcie, że on doskonale wie, co Jessica zrobi. Zorganizował bal poza miastem, wywabił nas stąd, a sam udał się do szpitala zabijać, wiedząc, że nie stanie mu na drodze nikt dostatecznie potężny, by stawić mu opór. Czy potrzeba więcej dowodów na istnienie informatora? RS 271 - Ciągle nie mogę w to uwierzyć - Jessica odezwała się po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Ja zaś jestem przekonany, że Bryan ma rację - odparł Lucien. Ragnor podszedł do niej, nachylił się, oparł ręce na jej ramionach. - Ktokolwiek to jest, zapewne nie zamierzał się zdradzić. Pamiętaj, jakimi możliwościami dysponuje nasz wróg. W tym momencie do salonu wszedł Sean. - Nie uwierzycie w to - rzekł bez zbędnych wstępów. - Ale w co? - Dajcie mi usiąść do komputera. Odsunęli się, Sean usiadł przy stole, połączył się z Internetem i wprowadził adres witryny propagującej wampiryzm jako sposób na prowadzenie bardziej pasjonującego życia, na zdobycie władzy, pieniędzy, atrakcyjnych partnerów seksualnych, a nawet na odnalezienie swego miejsca w życiu. Nachylili się, czytając ponad jego ramieniem. Sean wstał i odszedł kilka kroków. - Ja nie będę patrzył. Widziałem to raz i wystarczy. Jestem tylko człowiekiem. Nagle monitor rozbłysnął oślepiającym światłem, potem nastąpiła czerwona ciemność, wreszcie pojawiła się twarz. Twarz Władcy. To, co mówił, rozbrzmiewało w głowie słuchającego, jakby to były jego własne myśli. Służ mi. Zaproś mnie do siebie. Oddaj mi hołd. Wypełniaj każde moje polecenie. RS 272 Bobby Munro był na ostatnich nogach. Po nocnej służbie nie poszedł do domu, tylko dalej pracował, przez cały dzień chodził po lokalach, próbując dowiedzieć się, kto mógł dostarczyć alkohol na nocną zabawę na starej plantacji. Jego wysiłki nie przyniosły rezultatu, inni policjanci, którzy mieli to samo zadanie, również wrócili z niczym. Wracając wreszcie wieczorem do domu, przechodził obok baru, w którym grywał zespół Dużego Jima, a gdy usłyszał muzykę, postanowił, że wstąpi na jednego. Usiadł ze szklaneczką nieopodal sceny. Murzyn zauważył go i skinął mu dłonią, policjant odpowiedział uśmiechem, a potem zamknął oczy i słuchał. Uwielbiał dobry jazz. Pomagał nawet na ten łupiący ból głowy... Niestety, niedługo potem muzycy zrobili sobie przerwę. Duży Jim podszedł i usiadł przy stoliku Bobby'ego. Barry Larson jak zwykle podążył za nim. - Ciężki dzień, co? - zagadnął saksofonista. - Na pewno ciężki - przyświadczył Barry. - Słyszałem, że dwaj wasi