łej dziurze, gdzie też nic nie było. I nie
zamienię jednej pipidówki na drugą! Odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu. Z pokoju dochodził cichy odgłos telewizora. Powinna zerknąć na chłopców i powiedzieć im dobranoc, jednak nie chciała pokazywać się w stanie takiego wzburzenia. Zatrzymała się, słysząc swoje imię. Zdumiewające, jak łatwo potrafi poznać po głosie, który z malców ją woła. Wcale nie musi sprawdzać, czy ma bliznę na brodzie czy nie. Odwróciła się. - Jestem tutaj. - Amy, możesz podać mi picie? - cichutko zapytał Jeremiah. - Bo ja nie mogę się ruszyć. - Zaraz ci podam. - Weszła do pogrążonego w ciemności pokoju. Chłopcy przenieśli się z podłogi na kanapę. Benjamin spał, oparty o ramię brata. Amy sięgnęła po szklankę i podała chłopcu. - Może przeniosę Benjamina? - zaproponowała. - Położę go na śpiworze, to będzie ci wygodniej. - Nie, nie. Umówiliśmy się, że jak jeden z nas zaśnie, to drugi go obudzi. Ten film już prawie się kończy, więc niech on jeszcze pośpi. Obudzę go, jak zacznie się nowy. Chłopczyk wziął od Amy szklankę i upił spory łyk. - Dziękuję. - Oddał szklankę, a Amy odstawiła ją na stolik. - Dobrze mieć kogoś, na kim można się oprzeć - skomentował malec. Ta niewinna uwaga podziałała na nią zaskakująco sil nie. Musiała zamrugać, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. - Jak tatuś zaczął planować wyjazd do Afryki - rozgadał się Jeremiah - to najpierw chciał, żeby mama została z nami. Ale my z Benjaminem nie chcieliśmy, żeby tata pojechał sam. Ja i mój brat zawsze jesteśmy razem. Tatuś też powinien kogoś mieć. Bo on miał wyjechać na bardzo długo. Amy nie mogła wydobyć głosu. - Jesteś bardzo dobrym bratem, Jeremiah. I bardzo dobrym synkiem. - Jak ja się zmęczę, to będę mógł oprzeć się o Benjamina. Wiesz, to dlatego tak dobrze kogoś mieć. Gorąca łza spłynęła po policzku Amy. Otarła ją pospiesznie i pociągnęła nosem. Nie odezwała się. Nie mogła mu odpowiedzieć. Naraz jakiś ruch w przedpokoju zwrócił jej uwagę. Odwróciła się i zobaczyła Pierce'a. Stał