- Tylko trochę zbyt brutalnie.
- Przepraszam, Lizzie! Naprawdę mi przykro! - Już dobrze, po prostu mnie zaskoczyłeś, i tyle. Przez twarz Christophera przemknął cień... jakby rozczarowania? - Miałem nadzieję... - zaczął i urwał. - Na co? - Nic, nic. Nieważne. Sześć książek i jedno dziecko później, kiedy Lizzie wciąż usiłowała się uporać z logistycznymi szczegółami na tyle, żeby móc przyjąć ofertę przedstawioną przez An-drew France'a (zawsze bardzo niechętnie rozstawała się z dziećmi nawet na krótko), Christopher najzwyczajniej w świecie uznał rzecz nie tylko za możliwą, ale wręcz nieuniknioną. - Pojadę z tobą - obiecał. - Zabierzemy dzieci i Gilly. - Jak to możliwe? - zdziwiła się Lizzie, mając na myśli jego codzienne obowiązki. - Właściwie już wszystko zorganizowałem. - I dodał szybko na widok jej miny: - Oczywiście tylko teoretycznie. Przy założeniu, że nie będziesz miała nic przeciwko temu. Był przyjemny dzień jak na marzec. Siedzieli na kamiennym tarasie nad ogrodem w ciepłych swetrach i pili kawę. - Po pierwsze - ciągnął - w mojej obecności nikt nie ośmieli ci się naprzykrzać z jakimiś szczególnymi żądaniami. Było to tak oczywiste, że nawet jej przez myśl nie przeszło komentować. - A poza tym będzie to fantastyczna wiadomość dla organizacji dobroczynnych. - Spojrzał na nią wyzywająco znad okularów. - Zwłaszcza jeśli rozważysz odstąpienie im części tantiem. - Co? - zdumiała się Lizzie. - Co? - zdumiała się Lizzie. - Chyba nie masz nic przeciwko temu, prawda, kochanie? Dalia wpadła w zachwyt, kiedy wspomniałem jej o tej możliwości. Jeśli istniał jakiś sposób na wytoczenie z kamienia nie tyle krwi, ile gotówki, to Dalia Weinberg, jeden z filarów kwatery głównej organizacji HANDS przy Regent Street, nadawała się do tego jak nikt na świecie. Miała około sześćdziesięciu lat, ale nie mniej energii i entuzjazmu niż osoba o połowę młodsza. - Powiedziałeś już Dalii? Bez porozumienia ze mną? - Przepraszam, poniosło mnie. - Umilkł na chwilę. - Nie musisz się zgadzać na tę darowiznę, to tylko pomysł. - Postąpiłabym po świńsku, gdybym się teraz wycofała, nie sądzisz? - Niekoniecznie. - Hm. - Lizzie obserwowała parę wróbli w ptasiej wanience Sophie parę kroków dalej.